Na pewnym etapie twórczości nowo zakupione rzeczy nie cieszą już tak, jak to miało miejsce na początku naszej scrapowej drogi. Wiele z nich ląduje po prostu na półeczce i czeka na swoje pięć minut i ten właściwy projekt. Niekiedy ta chwila ulega znacznemu wydłużeniu, a ja zdążę już o nich zapomnieć lub naturalną siłą rzeczy przechodzę do kolejnych projektów wraz ze zmieniającym się trendy, a kupione biedactwa tak leżą i leżą, zbierając dyskretnie kurz, otulający je z czasem kurtyną zapomnienia. Po co zatem inwestować w coś, z czego nie mam zamiaru skorzystać? Lubię mieć świadomość, że produkty, które wpisują się w mój styl i rodzaj prac, jaki tworzę - są w zasięgu mojej ręki. Nie zawsze po półrocznej przerwie jesteśmy w stanie znaleźć na sklepowych półkach produkty, które były tam jeszcze kilka miesięcy wcześniej, mimo ciągłości produkcji ich producenta. I chociaż wiele sklepów jest w stanie sprowadzić nam je pod konkretne zamówienie, niekiedy nie mamy możliwości, by czekać na nie po kilka tygodni. Na dzisiejszym etapie twórczości mam mocno wybiórczy gust, kupuję znacznie mniej, a wybór pada zwykle na dość mocno wyselekcjonowane produkty, które znam, lubię, podobają mi się, lub które po prostu chciałabym wypróbować. Zgromadzony w ciągu ostatnich kilku lat warsztat, zasób narzędzi, mediów, papierów, stempli etc., stanowi niezwykle solidną bazę, z którą śmiało mogę pracować, bez konieczności dokupowania i domawiania produktów, zwłaszcza w tym trudnym okresie, w jakim się obecnie znajdujemy. Postanowiłam nieco zmobilizować samą siebie, ograniczyć dotychczasowe zakupy, wykorzystując to, co mam pod ręką.. sięgać po stare projekty, które lata świetności mają już za sobą, a do ich "rewitalizacji" wykorzystać to, co znajdę w scrapowym koszu, w którym lądują wszystkie ścinki z pozostałych projektów. I tak, w ramach mojego prywatnego recyklingu, na warsztacie wylądowała stara rameczka, której dodałam nieco blasku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz